NRD.jpg
czwartek, 18 sierpnia 2011 17:16

Interes w czasie wojny - Szmugler

WRITTEN_BY_MALE  New Republic Daybreak
Rate this item
(3 votes)
Kantyna "Szmugler" - Endor

Na początku pragnę Państwa przeprosić, iż kazałem czekać na piątą odsłonę mojej serii tak długo. Niestety na Korriban spotkały mnie pewne problemy, o których nie zamierzam tutaj wspominać. Tymczasem, po miesiącach spędzonych na planecie Sithów, trafiłem na pilota mówiącego iż za niewielką opłatą przewiezie mnie na Kashyyyk. Zgodziłem się od razu, a po wejściu na pokład zasnąłem kamiennym snem. Zdziwienie, jakie pojawiło się na mojej twarzy, gdy wylądowaliśmy było niemałe. Pijany osobnik, siedzący za sterami podstarzałego YT-1300 pomylił świat Wookieech z... ENDOREM! Nie pozostało mi nic innego jak podziękować za dalszą współpracę i znaleźć nocleg w niewielkim kosmoporcie "Nivas". Właśnie tam trafiłem na kantynę "Szmugler" prowadzoną przez Eda "Szmuglera" Kaspirowsky'ego.

Wystrój sali zapewne tuż po Bitwie o Endor mógł budzić entuzjazm, jednak teraz nie spełniał żadnych wymogów renomowanego przewodnika po galaktycznych restauracjach Miche-Lhin. Ot, kilkanaście niewielkich stolików rozstawionych bez większego ładu i składu, prosty kontuar ustawiona pod jedną ze ścian, stolik do pazaaka, a także obskurna i ciasna scena dla muzyków, chociaż jedyną gwiazdą występującą na jej deskach była kilkucentymetrowa warstwa kurzu. Klientela? Głównie żołnierze Republiki, których baza znajdowała się niedaleko kosmportu, ponadto kilku gwiezdnych podróżników wyglądających jakby przegrali swoje życie i dwóch zapalonych Twi'leków rozgrywających tysięczną partię pazaaka. Czas na jadło.

Siadam przy stoliku w oczekiwaniu na kelnera. Niestety po 15 minutach, orientuję się, iż chcąc cokolwiek zamówić muszę sam ruszyć do lady i poprosić o danie. Jak się okazuje, wybór posiłków bardzo ograniczony. Trzy rodzaje jajek jakiś lokalnych gatunków ptaków, o nazwie nic nie mówiącej przeciętnemu obywatelowi Galaktyki. Cena 7 kredytów, przynajmniej o 2 za dużo. Niemnie,j strawa podana na niezbyt czystym talerzu okazuje się smaczna. Wszystko popijam herbatą z suszonych liści Cambylictus, za jedyne 1,50 kredyta.

Na obiad każdy chciałby zjeść coś bardziej konkretnego. Nawet prosta pieczeń z banthy bądź stek z nerfa zrekompensowałby pierwsze, negatywne wrażenie, jakie robi lokal po wejściu do niego. Niestety nic z tych rzeczy. Kaspirowsky oferuje duszonego królika za 10 kredytów bądź pieczeń z endorańskiej kozy - 14 kredytów. Chcąc dokładnie ocenić lokal, oczywiście zamówiłem obie pozycje z menu. O ile "króliczyna" okazuje się dobrym, miękkim mięsem, o lekko słodkawym posmaku, o tyle pieczeń nie nadaje się praktycznie do spożycia. Jest niezwykle żylasta i twarda, a na dodatek smakuje jak... Nie, ona nie smakuje.

By nie nabawić się sallmonelozy bądź niestrawności ponownie ruszyłem do lady, by zamówić coś mocniejszego. Barman przedstawił "szeroki" wachlarz czterech trunków: piwo (oczywiście na bazie Cambylictus), "Gwiazdę Śmierci", czystą wódkę oraz lokalny drink "EwoDrin", będący mieszaniną poprzednich trzech alkoholi. Zachęcony kredytami, Kaspirowsky wyciąga spod kontuaru coś jeszcze. Nie, niemożliwe! WINO ALDERAAŃSKIE! Oczywiście, za 20 kredytów nalewa szklaneczkę, którą wypijam jednym haustem. Chwila konsternacji i trunek ląduje na brudnej podłodze lokalu. Biorę do ręki butelczynę, czytam i co widzę... WINO ALDEROOŃSKIE. Z setką przekleństw na ustach opuszczam kantynę, zapewniając że nigdy już nie odwiedzę tej nędznej, imitacji baru.

Ocena posiłków: 3/6

Wygląd lokalu: 2/6

Walory dodatkowe: Lokal oprócz jadła i napojów oferuje niewielkie pokoje dla podróżników. Ponadto będąc żołnierzem Nowej Republiki, każdy otrzymuje 15% rabat na wszystkie dania i trunki znajdujące się w menu.


Robert McLowitsh

prstk.jpg