IG.jpg
niedziela, 17 października 2010 13:28

Żony Gwiazdy Śmierci

WRITTEN_BY_MALE  Imperial Guardian
Rate this item
(4 votes)

"Choć ich stratę opłakiwała cała galaktyka, w swoim cierpieniu miały tylko siebie." - tymi słowami zaczyna swój film Yuran Kovaiev. "Zapomniane" to historia czterech kobiet, które utraciły swoich mężów w chwili zniszczenia pierwszej Gwiazdy Śmierci. Obraz w śmiały sposób odsłania nieudolność Imperium nie mogącego poradzić sobie z niespodziewaną utratą milionów żołnierzy i zostawiającego ich rodziny samymi sobie.

Muszę przyznać, że już dawno żaden obraz nie poruszył mnie tak bardzo jak historia czterech przyjaciółek: Agnes, Vanessy, Sandry i Arii. Wszystkie straciły swoich mężów w chwili, gdy torpeda protonowa wystrzelona przez młodego rebelianta doprowadziła do zniszczenia stacji bojowej, zwanej pod nazwą Gwiazdy Śmierci. Juran Kovaiev, którego ojciec również zginął tamtego dnia, już od dawna planował zrobić film ukazujący tamto wydarzenie, choć początkowo miał być to klasyczny film wojenny z mnóstwem akcji i efektów specjalnych. Decyzję o zmianie podejścia do tej produkcji podjął niedawno, bo chciał "zwrócić uwagę na problem, który w Imperium Galaktycznym wciąż jest obecny. Problem zapomnianych rodzin żołnierzy, każdego dnia oddających swoje życie w walce za ojczyznę." Reżyser w odważny sposób ukazuje bezduszność systemu, z jakim przychodzi się zmierzyć wdowom starającym się, nie tylko ułożyć sobie od nowa życie, ale również zadbać o przyszłość swoich dzieci. W tej, z góry przegranej walce, początkowo wspierają je rodziny i przyjaciele, a nawet opinia publiczna, jednak jak się po krótkim czasie okazuje, ze swoimi problemami zostają same.

Założeniem "Zapomnianych" było przede wszystkim wzruszyć widza, sprawić by nie mógł nie mógł wydobyć słowa przez ściśnięte gardło i zostało ono spełnione w stu procentach. Już od pierwszej sceny wyczuwa się atmosferę katastrofy, składane przez szturmowców obietnice, że na pewno wrócą, choć są motywem oklepanym, sprawiają że człowiek chce, wraz z żegnającymi ich żonami i dziećmi, powstrzymać ich przed lotem na "bezpieczną służbę na najpotężniejszej stacji bojowej w galaktyce". W swoją rolę bezbłędnie wczuł się Bruce Williamson - choć możemy go oglądać jedynie przez pierwsze minuty filmu, fragment gdy szepcze modlitwę na kilka sekund przed eksplozją Gwiazdy Śmierci, pozostaje w głowie na długie godziny. Nie bez znaczenia jest tutaj chwytająca za serce muzyka, o której wspomnę jeszcze kilka słów pod koniec. Na szczęście nie cały film wyciska z nas łzy, bowiem perypetie czterech kobiet, choć dramatyczne, niepozbawione są elementów wywołujących u widza uśmiech, a przede wszystkim znacząco ożywiają fabułę.

W żadnym wypadku nie mam zamiaru streszczać skomplikowanej i rozbudowanej fabuły "Zapomnianych", bowiem uważam, że jakiekolwiek skrócenia byłyby zbrodnią przeciwko temu obrazowi. Odsyłając wszystkich zainteresowanych do kin, skupię się na stronie technicznej filmu. Yuran Kovaiev niejednokrotnie udowodnił, że umie robić filmy zawiłe i tym razem również spisał sie na medal. Będąc jednocześnie scenarzystą i reżyserem, umiejętnie dawkuje uczucia towarzyszące wdowom po szturmowcach, systematycznie buduje więź między głównymi bohaterkami i widzem, sprawiają że zaczyna zależeć mu na nich zależeć. Oglądając "Zapomniane" nieświadomie zaczynamy uczestniczyć w ich codziennym życiu, w walce o swoje prawa i przyszłość dzieci, wspólne z nimi radzimy sobie z bólem po tak wielkiej stracie, jaka je dotknęła.

ZapomnianeŚmiało mogę powiedzieć, że obsada aktorka była niemal doskonała. Amanda Frettis (Vanessa), Sylvia Sulmer (Agnes) i Karen T'loak (Aria) spisały się na medal umiejętnie przekazując emocje towarzyszące odtwarzanym przez nie charakterom. Na wyżyny swoich możliwości wzbiła się przede wszystkim pierwsza z nich, bowiem włożyła w Vanessę cząstkę siebie. Wyzwaniem było dla wiecznie uśmiechniętej aktorki wcielenie się w postać przeżywającą niewyobrażalną tragedię, jednak nawet na chwilę nie przestaje być wiarygodna. Mało tego, czyni ze swojej bohaterki postać najbardziej wyraźną, czerpiącą siły z tak przyziemnych rzeczy jak radość córki zaproszonej na przyjęcie urodzinowe koleżanki. Bez wątpienia Frettis jest jedną z najmocniejszych kandydatek do Złotego Kielicha i statuetki Carmen, najbardziej prestiżowych nagród filmowych, za najlepszą rolę pierwszoplanową. Na drugim biegunie znalazła się Mia Vermana, wcielająca się w postać Sandry. Równie nienaturalna, co durbetonowe lądowisko i mniej więcej równie interesująca, okazała się największym rozczarowaniem w "Zapomnianych" - zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę jej poprzednie osiągnięcia, w tym dwie nominacje do Carmen za rolę pierwszoplanową ("Boję się ciebie" i "Strach 2"). Sytuacji nie ratuje nawet interesująca historia jej bohaterki i za każdym razem, gdy pojawiała się na ekranie, miałam szczerą nadzieję, że zniknie z niego równie szybko, co uciekający w nadprzestrzeń "Millenium Falcon".

William Johnson, jak zwykle, udowodnił że nie ma gatunku filmowego, do którego nie potrafiłby stworzyć wspaniałej oprawy muzycznej. Kompozytor nadał "Zapomnianym" charakteru, a na ścieżce dźwiękowej znajdziemy zarówno patetyczne, wzniosłe utwory towarzyszące kosmicznej bitwie z początku holowidu, melancholijne kawałki oddające smutek każdego dnia po utracie ukochanych, ale także melodie niosące ukojenie duszy. Mistrzostwo Johnsona znalazło swoje odzwierciedlenie w nominacjach do nagród Carmen oraz Złotego Kielicha za najlepszą ścieżkę dźwiękową. Poza tym, soundtrack z "Zapomnianych" sprzedaje się jak świeże bułeczki i już otrzymał status podwójnej platyny.

"Zapomniane" są jednym z tych filmów, dla których warto zgrzeszyć wizytą w kinie. Błyskotliwy i poruszający scenariusz sprawiają, że od ekranu ciężko się będzie oderwać nawet fanom kina akcji. Poruszane problemy są w rzeczywistości znacznie głębsze i bardziej uniwersalne niż wydaje się to na początku. Na niezliczone pochwały zasługuje obsada. Nawet sztywna gra Mii Vermany nie jest w stanie popsuć ogólnego wrażenia, jaki ta produkcja pozostawia po obejrzeniu, a wspaniałe kreacje pozostałych aktorek, zwłaszcza Amandy Frettis, rekompensują tą wadę z nawiązką. Zdecydowanie jedna z najlepszych produkcji lat wojny, która negatywnie odbiła się na przemyśle filmowym.

Kathy Brown

prstk.jpg