Mija kolejny rok od niechlubnej porażki najlepszych służb bezpieczeństwa w galaktyce. Z tej okazji udałam się na planetę Kessel na Zewnętrznej Rubieży w ramach zdobycia dodatkowych materiałów do kręconego dokumentalnego holoprogramu Opoka imperialnego więziennictwa*


        

      Wsiadam na prom, wsadzam do ust batonik zsyntetyzowanej kawy, kilka skoków w nadprzestrzeń, pilot dziękuje za podróż, moim oczom ukazuje się Kessel, planeta wyglądająca jak ogromna asteroida. Czekamy prawie sześć godzin na pozwolenie na lądowanie, procedury bezpieczeństwa są imponujące. W doku skonfiskowano nam wszystkie urządzenia rejestrujące i przeszukano. Nim stanęłam w gabinecie gubernatora musiałam chyba z dziesięć razy pokazać kartę dziennikarską licencjonowaną przez imperialne centrum.

      Oto jest gubernator Kessel. Nowy, bo poprzedniego cichcem dyscyplinarnie zwolniono za feralne wydarzenia. O tym za chwilę. Od razu widać, że mężczyzna przede mną nie ma poczucia humoru. Nie uśmiecha się na mój widok, właściwie nie okazuje żadnych emocji. Pedant. Lśniący mundur, wąsy przystrzyżone symetrycznie co do jednego atomu. Doskonały facet do takiej pracy. Mimo wszystko nie ma oporów, by rozebrać mnie wzrokiem. Myślę sobie: tu cię mam. Będziesz śpiewał.

      Gubernator wskazuje mi krzesło. Krzesło jest niewygodne i zimne. W gabinecie nie ma żadnych zdobień, same holodyski i rzeczy niezbędne do pracy. Wreszcie natrafiam na coś, co wydaje się nie mieć pragmatycznego zastosowania: precyzyjny model gwiezdnego niszczyciela, złożony mniej więcej do połowy. W pomieszczeniu nie ma okien, światło jest sztuczne. Wszystko na Kessel jest trochę klaustrofobiczne.

      Wymieniamy uprzejmości, gubernator pięćdziesiąt razy pyta, dla jakiej stacji pracuję, dwukrotnie ogląda moją kartę. Późniejsza rozmowa jest tragiczna. Na każde pytanie odpowiada jednym słowem, góra dwoma. Tyle, jeśli chodzi o wywiad, będzie co najwyżej sprawozdanie. W ogóle chce ze mną rozmawiać tylko dlatego, że mam... lekku.

- Jak pan skomentuje wydarzenia sprzed dwóch lat?
- Nijak. Przed dwoma laty nie byłem gubernatorem Kessel.
- Wie pan, że dzisiaj jest rocznica Kessel Run, jak nazwały to wydarzenie media?
- Nie wiedziałem.
- Wie pan, ilu więźniów wtedy uciekło?
- Mnie nigdy nikt nie uciekł.
- Czyli pan nie wie?
- Wiem, ale nie powiem.

      Cisza, kamienny grymas twarzy ważniaka. Atmosfera nieco się psuje. Dobrze, może facet pęknie. Mała prowokacja nie zaszkodzi. Więc dalej drażnię wąsatego lwa. Co mi zrobi? Wyśle do kopalni błyszczostynu?

- Pana poprzednik był nieco bardziej wylewny. Mam tu gdzieś zapisek z jego wypowiedzi. O, proszę, jest. "Piętnaście tysięcy chłopa poszło w Galaktykę! Jak oni to zorganizowali? Jakieś frachtowce musieli podstawić". Komentarz?
- Mnie nigdy nikt nie uciekł. Mówiła pani, że dla jakiej stacji pracuje?
- Słoneczne Ryloth.
- Nie słyszałem.
- Nie szkodzi. Jak to jest być gubernatorem Kessel? - pytam, niewinnie przymykając malowane powieki. - To na pewno trudna i stresująca praca.
- Oj tak.
- I...?
- I co?

      Tym samym dowiaduję się, że do administrowania największym więzieniem w galaktyce nie potrzeba być mistrzem retoryki. Ani posiadać ponadprzeciętnej charyzmy. Właściwie gubernator równie dobrze mógłby być niemym Huttem.

- Podobno na Kessel są przetrzymywani - konspiracyjny szept i entuzjastyczne wykrzyknienie - JEDI!
- Nic nie kojarzę nazwy. To jakiś gatunek?
- Zostawmy to. Jak się pan stosunkuje do krążących w Holonecie statystyk dotyczących śmiertelności na Kessel?
- Nie mamy tu Holonetu.
- Więc podpowiem panu, gubernatorze, że mają one wynosić: nawet 80 % śmiertelnych przypadków po pierwszym roku wyroku.
- Głupota. Gdyby tak było, bylibyśmy wielkim cmentarzem, a nie zakładem karnym, nieprawdaż? Wygląda na to, że pani czas minął.

      Patrzę na chronometr. Faktycznie, umówiony czas na rozmowę dobiegł końca dokładnie w sekundzie, gdy gubernator wypowiedział ostatnią sylabę. Chory perfekcjonista. Oniemiała podnoszę się z krzesła. Już mam wyjść, kiedy gubernator przemawia sam z siebie.

- Droga pani - ludzie nie zdają sobie sprawy, jak funkcjonuje nasz zakład karny i nie muszą tego wiedzieć. Kessel to ostatnia przystań tych, którzy nie poradzili sobie w galaktycznym społeczeństwie. Tu dajemy im jedyną szansę naprawienia tego, co złego zrobili. A bardzo często są to naprawdę poważne przewinienia. Jeśli martwią panią statystyki przeżywalności naszych więźniów, proszę je zestawić ze statystykami zabójstw na najbardziej cywilizowanych światach. Zapewniam, że podówczas Kessel przestanie wydawać się pani czymś złym. Uczciwi obywatele Imperium nigdy tu nie trafią, nie powinni więc tracić czasu na puste domysły. Zainteresowanie mediów uważam za szkodliwe dla porządku, na który bardzo ciężko pracuję.

      Na koniec gubernator proponuje, abym została dzień dłużej. Teraz się uśmiecha. Po raz pierwszy, od kiedy się spotkaliśmy, uśmiecha się pod tym dziwnym wąsem. Grzecznie mu dziękuję i uciekam na prom. Opuszczam Kessel, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że zostałam wydojona jak głupia Bantha.

      Zgodnie z zaleceniami imperialnego centrum w powyższym materiale nie użyto nazwisk ani nawet inicjałów żadnych osób. Ekipa Słonecznego Ryloth pozdrawia cenzorów z Potrójnego Jaja.

      * Początkowo program miał się nazywać "Filary imperialnego więziennictwa". Niestety nie znaleźliśmy dość materiałów, by móc nakręcić "Filary...". Wyszła "Opoka...".


Sap'hona.


 

 

Dział: Holonet